sobota, 11 kwietnia 2015

Pechowy tydzień

Prawdę mówiąc, miałam nadzieję na spokojny powrót do szkoły. Nawet nie podejrzewałam jak złudne miałam nadzieje. Tak jak nic nie pisałam przez trzy dni, tak nie robiłam nic konkretnego. Ale za to dużo działo się wokół mnie.

Bez wielkiej motywacji wstałam w środę rano, około piątej i ruszyłam z walizką do szkoły. Nic wielkiego, po prostu nie chciało mi się we wtorek jechać do internatu. No ale to tylko tło. Kidy już (spóźniona na lekcje) dojechałam do Bydgoszczy  po drodze minęłam wspaniałe dzieło przypadku. Jakim cudem ten samochód dachował, tego nie wiem, dodajmy, że rano zazwyczaj stoi się w korku, cud po prostu cud. W każdym razie, kierunek szkoła, witam w plastyku lekcja malarstwa piętro drugie... Dostałam piękne kazanie za ilość moich prac dwie z pięciu, no tak, logiczne.  W-f i tu jak zwykle wszystkie dostajemy po dupie, żenada nie mam kondycji. Już wieczorem czułam zakwasy. Czwartek nadszedł niespodziewanie, wszystko szło nie najgorzej, znowu marudzenie o ilości prac na projektowaniu niewielkie zakwasy i nagle, dopadły mnie zakwasy, nawet usiąść nie mogłam, a jeszcze na podstawach przedsiębiorczości byłam pytana, jakim cudem, skoro ponad połowa klasy jeszcze nie była pytana? W internacie już ledwo żyłam. Nadszedł piątek, a z nim gorączka 39 stopni. Jedyny plus, znalazł się mój zegarek który zostawiłam na w-fie i piórnik który zgubiłam 4 miesiące temu. No i tym sposobem do dzisiaj siedzę w łóżku i zaległościami na ogonie.

Zostałam tylko ja i doodle w sudoku.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz